Dzięki Wayback Machine dokopałem się do stareńkich postów z poprzedniego wcielenia bloga. Większość z nich niech sobie pozostanie głęboko w odmętach internetu – natężenie kucerii w najstarszych jest stanowczo za wysokie, te obracające się dookoła obrazków (np. unboxingi) byłyby upierdliwe do przywrócenia i nie zawsze sensowne… Ale po drobnym wyedytowaniu niektóre mogą się przydać (a kto wie, może i niektóre serie doczekają się kontynuacji). Na dobry początek zaginione przepisy na tarty.
Tarty – ciasto
Standardowy przepis na ciasto do tart, quiche i innych podobnych rzeczy robionych przez Pietię. Składniki na typową ikeową foremkę do tart: 20 deko mąki, pół kostki masła, szczypta soli, ćwierć szklanki wody. Zagniatamy wszystko razem – ciasto powinno wyjść lepkie od masła (jeśli nie jest lepkie – jeszcze nie jest zagniecione prawidłowo). Następnie wrzucamy do woreczka na mrożonki i wkładamy do lodówki na jakąś godzinkę. Potem trzeba je rozwałkować. Jeśli jest zbyt lepkie i nie daje się rozwałkować – było w lodówce za krótko, można włożyć je ponownie do lodówki albo pomagać sobie przez podsypanie go mąką (trochę i tak trzeba, nawet gdy jest ok). Jeśli jest zbyt twarde – trzeba nabrać siły na siłce albo poczekać kilka minut, aż się ogrzeje. Rozwałkowany placek powinien być z grubsza okrągły, większy od formy (tak, żeby starczyło nie tylko na spód ale i brzegi). Wykładamy formę ciastem, przykrywamy papierem do pieczenia i wysypujemy na ten papier około pół kilo fasoli (żeby ciasto przy pieczeniu nam się nie podniosło). Pieczemy jakieś 20 minut w piekarniku ustawionym na 180 stopni (wersja z termoobiegiem).
Jeśli robimy tartę na słodko – można dorzucić parę łyżeczek cukru-pudru do ciasta. Do tart czekoladowych dodaję też trochę kakao (zastępuję nim tak z 1/3-1/4 mąki).
Tarta łososiowa
Do zrobienia potrzeba: upieczony spód do tarty, 2 jajka, małe opakowanie śmietany 18%, 10 deko sera Cheddar (wyjdę na snoba, ale: sera a nie wyrobu seropodobnego za 20 złotych za kilogram) i 25 deko wędzonego łososia (ja użyłem brzuszków z łososia kupionych w zaprzyjaźnionym sklepie rybnym). Ser ścieramy, brzuszki kroimy (albo i nie – ja wrzuciłem do blendera całe, ale większość blenderów nie da rady), wszystkie składniki wrzucamy do blendera. Doprawiamy paroma kroplami świeżo wyciśniętego soku z cytryny, świeżo startą (lub zmieloną – jak kto woli) gałką muszkatułową i czarnym pieprzem (też świeżo zmielonym). Blendujemy, wylewamy na upieczony spód, pieczemy około 20 minut w 180 stopniach (z termoobiegiem, posiadacze prehistorycznych piekarników muszą przycelować sami). Jeśli ktoś chce (polecam), można tartę z wierzchu udekorować przed pieczeniem jakimiś warzywkami – ja dałem pomidorki pokrojone w plasterki.
Tarta Flambee
Potrzebna nam będzie: duża (400ml) śmietana 18%, duża cebula, 20 deko boczku wędzonego, upieczony spód na tartę (przepis standardowy). Cebulę kroimy tak drobno, jak się da (najlepiej na jakiejś szatkownicy), boczek kroimy w kostkę (też raczej drobną). Cebulę i boczek mieszamy ze śmietaną, masę wykładamy na spód tarty i wrzucamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na jakieś 15 minut. Najlepsze będzie ciepłe z jasnym zimnym, ale na zimno też jest jadalne.
Tarta cytrynowa
Tym razem spód dobrze jest zrobić z dodatkiem cukru pudru (tak z 5 deko, reszta składników identyczna). Do masy potrzebujemy: 5 jajek, 15 deko cukru pudru, 200ml śmietany 30% (małe opakowanie), starta na drobnej tarce skórka i wyciśnięty sok (wyciskarką) z dwóch sporych cytryn.Wszystkie składniki masy mieszamy mikserem, wylewamy na tartę (uwaga, płynne – najlepiej wstawić spód do piekarnika i dopiero zalewać), pieczemy 25 minut w 180 stopniach. Jakąś godzinkę po wyjęciu z piekarnika można posypać cukrem-pudrem z wierzchu (ale nie trzeba).
Tarta ze szpinakiem
Jedna z wielu tart tego rodzaju – do tej będziemy potrzebować: szpinak (ja użyłem mającego ok. 350 gram opakowania mrożonego siekanego szpinaku, ale można i ze świeżym się bawić), koło 200 gram sera typu feta (ja wziąłem opakowanie Favity), słoik suszonych pomidorów, 10-12 czarnych oliwek i przyprawy (u mnie: świeżo zmielony pieprz, świeżo starta gałka muszkatułowa, słodka i ostra papryka, majeranek, oregano, bazylia, czosnek niedźwiedzi i świeżo starty imbir). Do tego oczywiście przyda się wcześniej upieczony spód (barbarzyńcy użyją gotowego ciasta francuskiego, reszta może użyć np. mojego przepisu).
Cała operacja jest banalna – fetę trzeba pokruszyć lub pokroić w kostkę (jak kto chce), pokroić pomidorki i oliwki. Szpinak trzeba podsmażyć na masełku, najlepiej z kilkoma główkami czosnku (można bez). Świeży smażymy aż “zwiędnie” (zobaczycie sami), mrożony musi najpierw się rozmrozić (może na patelni), a potem stracić nieco wody. Wszystkie składniki mieszamy ze sobą, doprawiamy (więcej = lepiej, przynajmniej z mojego punktu widzenia) i wrzucamy do wcześniej przygotowanego spodu. Pieczemy jakieś 30-40 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni (wersja z termoobiegiem, bez trzeba by pewnie z 200).
Tarta dyniowa na słodko
Potrzebna będzie dynia – ja zwykle kupuję taką w okolicach 3.5 kilo, starcza na dwie tarty (serio). Poza tym pół litra skondensowanego mleka, trzy jajka, 10 deko cukru. Do kompletu można dołożyć świeżo startą skórkę pomarańczową lub cytrynową (zależnie od preferencji) i cynamon (niedużo – jakieś 1/2 łyżeczki).
Najwięcej zabawy jest z dynią. Dobrze jest ją umyć 😉 . Następnie trzeba ją pokroić na mniejsze kawałki i wyciąć miąższ – pozbywamy się skórki oraz farfocli oraz pestek ze środka. Sam miąższ trzeba pokroić na kawałki (im mniejsze tym lepiej), wrzucić na patelnię (moja patelnia do tej zabawy ma taką samą średnicę jak foremka do tarty, jest jakieś 2 razy wyższa i powinna być pełna kostek dyni) i poddusić (w ramach oszczędzania energii pamiętajcie o przykrywce!). Duszony zrobi się miękki i zacznie wydzielać wodę – interesuje nas zrobienie z niego w miarę miękkiej masy i odparowanie większości wody. W trakcie duszenia dodajemy cukier, skórkę pomarańczową i cynamon.
Podduszoną masę trzeba potem ostudzić i zmiksować z jajkami i mlekiem skondensowanym. Uzyskana masa będzie dość płynna, także należy trzymać się teraz następującej procedury: umieszczamy formę z wstępnie podpieczonym ciastem w piekarniku. Teraz zalewamy ją naszą masą mleczno-dyniowo-jajeczną, i zamykamy piekarnik. Trzeba oczywiście ostrożnie (żeby się nie poparzyć). Alternatywna wersja (najpierw zalewamy, potem wstawiamy do piekarnika) z dużym prawdopodobieństwem skończy się sprzątaniem kuchni. Jeśli ktoś chce – można przed rozpoczęciem pieczenia posypać tartę np. orzeszkami piniowymi.
Tartę pieczemy najpierw 20 minut w 200 stopniach, potem można zmniejszyć temperaturę do 180 i piec kolejne 40 minut.
Tarta dyniowa z serem pleśniowym i oliwkami
Potrzebne będzie – znowu – pół dyni, mała śmietana, 15 deko sera pleśniowego (można więcej), jedno jajko, czarne oliwki, przyprawy (w moim wypadku sól, pieprz i świeżo starta na tarce gałka muszkatułowa). Dynię przygotować należy tak jak w poprzednim przepisie – wyciąć to, co zbędne, a miąższ poddusić na patelni (tym razem nie dodajemy cukru itp.). Podduszony i przestudzony miąższ mieszamy z jajkiem i śmietaną (nie używam całej, tak 2/3 opakowania), przyprawiamy, zalewamy foremkę z ciastem. Tym razem nie trzeba kombinować z robieniem tego w piekarniku – masa jest dość gęsta. Kroimy oliwki (ile kto tam chce) na połówki i dekorujemy nimi tartę. Następnie posypujemy po całości pokruszonym albo pokrojonym w kostki serem pleśniowym. Pieczemy jakieś 40 minut w 180 stopniach.
Tarta czekoladowa z gruszkami
Ok… tu będzie trudniej. Wyjaśnienie kilku operacji znajdziecie po przepisie. Potrzebne nam będą: gotowy spód (można go zrobić z dodatkiem cukru pudru i kakao), gruszki (tak ze trzy-cztery, najlepiej twarde), pięć jajek, łyżka stołowa mąki, 50 gram masła (ćwierć kostki, masło powinno być prawdziwe a nie z margaryną), 350-400 gram czekolady (ja użyłem 150 gram gorzkiej i 200 gram mlecznej od Wedla).
Na dobry początek: gruszki obieramy ze skórki, kroimy i układamy na przygotowanym wcześniej spodzie. Twarde, jeszcze zielone gruszki obiera się i kroi lepiej.
Teraz tak: czekoladę łamiemy na kostki i topimy razem z masłem w kąpieli wodnej (wyjaśnienie dalej). Żółtka jajek oddzielamy od białek (wyjaśnienie dalej). Żółtka i mąkę mieszamy z roztopioną czekoladą tak, aby uzyskać gładką masę (cały czas robimy to w kąpieli wodnej). Białka szybciorem ubijamy (wyjaśnienie dalej) i mieszamy z czekoladą i całą resztą (nadal w kąpieli). Uzyskaną masą zalewamy spód z gruszkami, wrzucamy do piekarnika. Ja swoją tartę piekłem 20 minut w 180 stopniach – po upieczeniu powinna nadal być nieco wilgotna w środku.
Wyjaśnienia trudniejszych operacji
Jeśli opis komuś nie wystarczy – polecam poszukanie tutoriali na YT. Znajdą się 😉
Kąpiel wodna – bierzemy np. dużą patelnię (lepiej taką, której nie szkoda porysować albo której to nie zaszkodzi – np. ceramiczną) i spore żaroodporne naczynie (ale mieszczące się w patelni). To, co chcemy rozpuścić lub gotować w kąpieli wodnej dajemy do żaroodpornego naczynia, naczynie wstawiamy do patelni, wlewamy też do patelni wrzątek. Patelnię trzymamy na gazie (żeby woda nie ostygła). Zawartość naczynia będzie podgrzewana, ale nie bezpośrednio przez gaz (mniejsza szansa, że coś się przypali itp).
Oddzielenie żółtek od białek – ja robię to prymitywną metodą – rozbijamy jajko (nad naczyniem, w którym ma być białko tak), by skończyć z dwiema połówkami skorupki w łapce. W jednej z nich będzie żółtko + trochę białka, reszta białka wycieknie od razu. Przelewamy delikatnie żółtko z jednej połówki skorupki do drugiej, za każdym razem trochę białka oddzieli się od reszty i spłynie do naczynia. Na koniec zostajemy z samym żółtkiem, które umieszczamy gdzie tam akurat chcemy. Można stosować inne techniki – choćby wykorzystać dedykowany hardware.
Ubijanie białek – bierzemy mikser, zakładamy na niego ubijaki i ubijamy. w sumie zero filozofii. Trzeba to tylko robić w dostatecznie dużym (piana będzie miała większą objętość niż białka po oddzieleniu) i odpornym (żeby nie zdemolować) naczyniu.
I to na tyle. Have fun i smacznego.