Nowa wersja bloga ma być SFW, także nie chodzi o nową kategorię na żadnym z popularnych serwisów streamingowych. Zamiast tego będzie o moim marzeniu od wielu lat – graniu w 40k, ale w lepszej skali – 15mm. Będzie też parę słów o tym, co robię w celu jego realizacji.
Dlaczego taka skala? Krótka wersja odpowiedzi to „skala 28mm moim zdaniem nie pasuje do 40k”, ale jak dobrze wiecie krótkich odpowiedzi nie lubię…
Dawno, dawno temu, gdy czterdziestka „raczkowała” a GW nie było jeszcze gigantycznym konglomeratem, jakim jest teraz sprawa wyglądała inaczej. W czasach pierwszej, drugiej czy nawet trzeciej edycji na stole widzieliśmy zazwyczaj jakieś 20-40 modeli na stronę plus ewentualnie jakiś pojazd lub dwa. Oczywiście zdarzali się szaleńcy wystawiający gigantyczne armie, kompanie pancerne czy tytany – ale „mainstream” wyglądał jednak nieco inaczej. Skala 28mm świetnie pasowała do czegoś, co w istocie było skirmishowym systemem, który wyrósł z czegoś, co prawie zostało systemem RPG.
Z biegiem lat jednak sytuacja zaczęła się mocno zmieniać – modeli na stole nie tylko zaczęło przybywać, ale zaczęły też rosnąć. GW zaczęło wydawać naprawdę duże modele – superciężkie czołgi, Knightów i ich odpowiedniki dla innych armii. Na stołach zaczęło się robić ciasno już tylko z tego powodu. Dodatkowo jeszcze rekomendowany rozmiar stołu ostatnio zaczął się kurczyć (44 na 60 cali? Serio?). Pole bitwy w czterdziestce zaczyna wyglądać coraz bardziej absurdalnie.
Oczywiście problem można rozwiązać na wiele sposobów. Choćby wracając do niewielkich gier (Kill Team? Któreś z innych oficjalnych lub nieoficjalnych podejść do skirmishowej 40k?) z kilkoma modelami na stronę. Świetny pomysł – w dobrym towarzystwie zawsze można się w ten sposób dobrze bawić. Ale jeśli chcieć rozegrać większe bitwy? Oczywiście jest Epic w wielu odmianach (mam do niego kilka armii, przed pandemią regularnie używanych). To jednak jest mocno inna bajka – modele są faktycznie miniaturowe, wszystko jest dużo bardziej umowne.
Jest jednak skala „pośrodku” – 15mm. Dzięki istotnie mniejszym niż w 28mm modelom pozwala ona na nie tyle zwiększenie ilości modeli na stole, co zadbanie o to, by przy zbliżonej ilości modeli stół nie wyglądał na tak koszmarnie zatłoczony… Jednocześnie modele są na tyle duże, że bez problemów można odróżnić nie tylko Space Marine’a od Orka, ale i dwóch Space Marines z różnym uzbrojeniem – i to nawet z daleka (co w wypadku Epica niekoniecznie jest prawdą). Oczywiście liczenie na to, że GW w końcu postanowi wydać jakiś system w tej skali raczej nie ma sensu – ale w końcu żyjemy w XXI wieku. W dobie druku 3D i łatwego dostępu do modeli robionych przez wysokiej klasy artystów spokojnie można ogarnąć problem „własnymi siłami”.
Tyle na dziś, więcej w kolejnym odcinku. A poniżej kilka fotek modeli z mojej kolekcji – fotki robione ziemniakiem, więc jakość pozostawia trochę do życzenia.